piątek, 18 września 2015 r.
stres
towarzyszył mi od dnia, kiedy dowiedziałam się, że z pracy wyleciały dwie moje koleżanki. Obie na stanowiskach dyrektorskich, z obiema pracowałam wiele lat w jednym pokoju. Dzięki nim miałam zapewnioną ochronę przed szaleństwem głównego, bez nich poczułam się zagrożona.
Po dwóch tygodniach moje obawy zmaterializowały się w postaci młodej, zgrabnej, przebojowej dziewczyny w wieku mojego syna. W naturze mam pozytywne myślenie i dawanie kredytu zaufania. Wierzyłam, że ta przebojowość pomoże w przebiciu się z projektami przez niechęć głównego. Dziewczyna wyraźnie miała ogromny wpływ na panów w trudnym wieku, kiedy brzuch rośnie, portfel wypchany, a żona już przestarzała.
Pierwszego dnia
nowa szefowa
zaznajomiła zespół z wszystkimi swoimi chorobami, problemami z mężem i psem, opowiedziała o domu, o poprzedniej pracy i nieetycznym zachowaniu szefów, o swojej historii edukacji i zatrudnienia, o kosmetyczce, manikiurzystce, ortopedzie, lewych zwolnieniach, klubach fitness, rzęsach, procesie rekrutacyjnym, fantastycznej prezentacji strategii, ciuchach, samochodach, odkurzaczu, wyścigach, nartach itd, itd.
W kolejnych dniach do tych fascynujących tematów doszły zapewnienia o tym, że jest normalna i że nie zamierza nikogo zwalniać. Były zachwyty nad panami w trudnym wieku, był perlisty śmiech i ciągły słowotok.
NIestety nie udało mi się przebić początkowo przez Niagarę słów, później przez ścianę ignorowania. W ciągłym szczebiocie i salwach śmiechu nie byłam w stanie wykonywać swoich zadań, terminy mnie goniły, musiałam pracować po wyjściu szefowej z pracy. Na szczęście jej rozumienie nienormowanego czasu pracy pozwalało jej przychodzić do biura na 10:00 i wychodzić o 16:00.
Przez półtora miesiąca próbowałam zapoznać szefową z moim zakresem obowiązków, wielokrotnie prosiłam o rozmowę. Doczekałam się
rozmowy
... w towarzystwie kadrowej.
Kadrowa, pracująca w firmie dopiero od kilku miesięcy, poinformowała mnie o likwidacji mojego stanowiska pracy i warunkach rozwiązania ze mną umowy o pracę. Warunki, które mi przedstawiła były dla mnie korzystne, nie miałam zamiaru walczyć z wiatrakami, bo sytuacja ostatnich miesięcy przygotowała mnie na taką ewentualność. Dostałam
papier
do podpisania. Stres jednak był na tyle duży, że nie byłam w stanie przeczytać ze zrozumieniem, co tam było napisane. Będąc przekonana, że dostałam wypowiedzenie z pracy napisałam "otrzymałam", data, podpis. Później okazało się, że podpisałam porozumienie stron. Różnica taka, że nie mogę walczyć w sądzie o przywrócenie do pracy w sytuacji utworzenia stanowiska. Mniejsza z tym.
Ale przyznam, że z tej rozmowy wyszłam lżejsza - kamień spadł mi z serca. Koniec stresu, koniec walki ze ścianą, koniec udowadniania swojej wartości i koniec dyskusji z ignorantami.
Zwolniono mnie z obowiązku świadczenia pracy. Miałam 4 godziny na przekazanie spraw, pożegnanie się, spakowanie i ewakuację z biura. Zaczęłam od
pożegnania
z pracownikami firmy. Po 15 latach nie chciałam żegnać się mailowo. Przeszłam się po pokojach, wyjaśniłam co mnie spotkało, z każdym chwilę porozmawiałam, wiele osób mnie wyściskało. Ludzie byli w szoku, niektórzy w większym niż ja, niektórzy mieli łzy w oczach. Starałam się ich pocieszać, ale uciekałam od tych płaczących, bo nie chciałam się rozkleić. Wracając po "obchodzie" spotkałam grupę osób z zaprzyjaźnionego biura z ogromnym bukietem róż dla mnie. Miło. Kątem oka zobaczyłam głównego wycofującego się za róg . Dzielny człowiek, umie stawić czoła trudnym sytuacjom.
Potem zabrałam się za pakowanie dobytku w
karton
Część rupieci i plików w komputerze uporządkowałam już w ciągu ostatnich trudnych miesięcy. Stertę papierów zostawiłam koleżance do zniszczenia - nie chciałam tego robić sama, żeby nie być posądzona o zacieranie śladów. Całą resztę moich osobistych rzeczy wrzuciłam do kartonu i wyniosłam do pokoju koleżanki. Nie wzięłam żadnych dokumentów, nie zgrałam sobie żadnych materiałów służbowych. Nie chciałam mieć już więcej nic wspólnego z tą branżą.
Następnie wzięłam się za
przekazanie spraw
Poszło mi to błyskawicznie, bo od dwóch miesięcy miałam przygotowaną szczegółową informację dla nowej szefowej o wszystkich prowadzonych przeze mnie projektach, ich stanie i planach na najbliższą przyszłość. Nie miałam okazji jej tego przekazać wcześniej, a teraz było jak znalazł. Z informatykami załatwiłam jeszcze udostępnienie mojej skrzynki odpowiednim osobom, rozesłałam maile z prośbą o ściągnięcie sobie materiałów, które za chwilę zostaną zablokowane. I tyle.
Szefowa wyszła z pracy przede mną nie mówiąc nawet "cześć".
Zabrałam swoje książki, bukiet róż i pojechałam do domu na rowerze.
Tak, w ciągu 4 godzin, zwinęłam się z firmy
po 15 latach
pracy. Mam przekonanie, że zachowałam się najlepiej, jak tylko można było w takiej sytuacji.
A jak Ty to widzisz? Jak Ty się czułaś i jak się zachowałaś?
Ewa