Wyprawa nam się rewelacyjnie udała.
We dwie mamy i dwoje dzieci zrobiliśmy 1.080 km w trzy tygodnie.
Francja to doskonały
kraj dla rowerzystów
Szczególnie w dolinie Loary były świetnie oznakowane ścieżki, które prowadziły nas w ciekawe miejsca, i to takie, których wcale nie zaplanowałam.
Ilość zamków była powalająca. Nie jestem w stanie zliczyć ile chateaux minęliśmy. Tylko (aż?) cztery z nich zwiedziliśmy - Chateaudun, Blois, Plessis-Bourre, Chenonceau.
Marta z zapałem studiowała przewodniki i oprowadzała nas po zabytkach. Zachwycaliśmy się zamkowymi ogrodami (m.in. Vilandry), podziwialiśmy stare, piękne kościoły w tym katedrę Notre-Dame w Paryżu, katedrę Notre-Dame w Chartres, bazylikę Sacre-Coeur w Paryżu.
Z konnych atrakcji szczególnie zapamiętamy wizytę w Cadre Noir w Saumur. Ale pokaz w Chambord i wyścigi kłusaków też były nie lada niespodzianką.
Niezaplanowaną wycieczką było zwiedzanie groty w Savonnieres, przejazd przez winnice w okolicach Montsoreau i wykute w skałach domy. Fantastyczne wrażenia mamy z Mont Saint Michel, a szczególnie ze spaceru po pływających piaskach wokół wyspy.
Mamy niedosyt Paryża - nie udało się nam wejść do żadnego muzeum, galerii. Musimy tu przyjechać poza sezonem - np. w styczniu.
Kilka razy byliśmy na basenie, chociaż żadnego z nich nie można było nazwać aquaparkiem. Dzieci szalały na torze dla bmx-ów, były w Domu Magii (może kiedyś się dowiem co tam się działo;-)
Dogadanie się
nie stanowiło większego problemu. Ja starałam się dogadać po francusku i w zasadzie to się udawało, a w każdym razie budziło pewną sympatię. Marta doskonale rozumiała po angielsku więc nie musiałam się produkować z tłumaczeniem przewodników.
Mój rower
tym razem mnie zawiódł, chociaż nie dramatycznie. Zepsuty licznik, połamany bagażnik, skasowana nóżka i spadający łańcuch to w zasadzie wszystkie kłopoty, które dzięki serwisom rowerowym dało się rozwiązać.
Jedliśmy
smacznie i do woli. Trochę po francusku, trochę po włosku (wszechobecna pizza). Codziennie odwiedzaliśmy boulangerie i zaopatrywaliśmy się w bagiety i ciasteczka.
Nocowaliśmy
zawsze (poza hostelem w Paryżu) na campingach w namiotach. Campingi przeważnie puste (poza Mont Saint Michel), zawsze z elegancką łazienką z ciepłą wodą bez limitu, czyste, cenowo różne - od 18 do 2 euro za namiot + dwie osoby, a czasem ... bezpłatne.
Pogoda
spisała się na medal. Początek lata tego roku był we Francji ciepły i suchy.
Poznaliśmy wielu bardzo sympatycznych ludzi, którzy nam bezinteresownie i bez proszenia pomagali. Będziemy wspominać rodzinę, która nie dość, że pozwoliła nam zanocować na podwórku to udostępniła nam do kąpieli małżeńską łazienkę i zaprosiła ... na śniadanie.
Koszt wyprawy
zmieścił się w przewidywaniach - 5.200 zł na mamę z dzieckiem.
Było super!
Marta powiedziała, że to była najfajniejsza i najciekawsza wyprawa, ... gdyby nie ta jazda na rowerze... :-)) Ale zapytała gdzie jedziemy w przyszłym roku. Może Holandia i Dania? Może Niemcy, bo też mili?
Z porad praktycznych:
- Francja wymiera między 12:00 a 16:00 - sklepy zamknięte, żywego ducha nie widać. Zakupy trzeba robić rano.
- Zamki zamykają kasy ok 18:00 - 18:30. Optymalnie byłoby nocować w okolicach zamku i rano zwiedzać. Baseny też zamykają o 18:00. A słońce świeci do 23:00...
- Wakacje francuskie zaczynają się 1 lipca. Wtedy tłumy gęstnieją, a ceny campingów rosną.
- Mapy i informacje, tak jak w innych krajach, najlepiej zdobyć w biurze informacji turystycznej w niemal każdym mieście. Zawsze mieliśmy mapę aktualnego odcinka trasy i to zazwyczaj mapę tras rowerowych.
- Drogi są świetne. Przeważnie jedzie się drogami publicznymi, na których spotyka się bardzo mało samochodów. Często drogi rowerowe są całkowicie zamknięte dla samochodów, a są szerokie i równiutkie jak te dla aut. Oznakowanie tras rowerowych dobre.
-
Planując wyprawę korzystałam z przewodnika Rowerem po Francji Karen i Terry Whitehill z 1997 roku - trochę stary, ale ciekawe trasy opracowane bardzo szczegółowo
-
Do zebrania informacji turystycznych korzystałam z przewodnika Francja Global z serii Podróże z pasją i oczywiście z internetu (jeśli chodzi o wyprawę z dzieckiem w dolinę Loary to szczególnie polecam www.rowerowarodzinka.pl)
- Jeśli chodzi o rzeczy, które należy a których nie należy zabierać ze sobą:
- już kolejny raz przekonałam się, że nie są potrzebne żadne inne buty poza sandałami. Jak jest deszcz to woda swobodnie wpada i wypada, szybko schną w przeciwieństwie do pełnych butów, jak zimno zakładam skarpety, jak upał to trzeba tylko posmarować stopy między paskami,
- teraz zastanawiam się czy potrzebne są długie spodnie, może tylko dopinane nogawki,
- oczywiście polar i wiatrówka muszą być, chociaż tej wiatrówki chyba nie używałam - bardziej przydała się peleryna przeciwdeszczowa,
- koszulki rowerowe 2, spodnie rowerowe 2 - w zasadzie innych ciuchów nie trzeba, no chyba, że ktoś nie chce w seksownych majtkach wchodzić do kościoła
- krem do opalania i coś na komary
- niezbędna jest plandeka - jako przedpokój (przednamiot?), jako kuchnia i jadalnia, jako parasol i ochraniacz na bagaż.
- niepotrzebny jest słownik
- GPS - nie mieliśmy, ale już sprawdziłam, że z GPS błądzi się równie skutecznie, a traci się kontakt z tubylcami, piękne widoki, czas no i wspomnienia - bo najfajniejsze są wspomnienia jak się zabłądzi i długo nie może znaleźć drogi.
- ja miałam 4 małe sakwy Crosso na przód i na tył, Marta 2 duże tylko na tył. Podział w sakwach był taki: w dużych ciuchy (jedna moja, druga Marty), w małych - w jednej kuchnia, w drugiej i trzeciej sypialnia i łazienka, w czwartej zakupy.
- miałyśmy samopompujące karimaty - genialny wynalazek szczególnie doceniany po 70 km jazdy
Szczegóły, mapy i linki do opisu trasy znajdziesz we wstępie (post pierwszy)