tak było
niedziela, 1 lipca 2018 r.
Lubię urządzać mieszkania. Pociąga mnie
projektowanie wnętrz
ale bardziej ich funkcji niż dekoracji. Od lat wczesnej dorosłości rysowałam plany mieszkań, mam cały zeszyt z takimi planami opracowanymi w kilkunastu wersjach każdy. Namiętnie kupowałam i oglądałam pisma wnętrzarskie. Bez problemu zaprojektowałam zmiany układu mojego mieszkania począwszy od przebudowy przed zamieszkaniem jak i modyfikacji układu wobec zmian rodzinnych (kolejni członkowie rodziny i sukcesywnie wychodzące z domu dzieci). Zaprojektowałam zmiany w dwóch mieszkaniach koleżanek mojego syna i zostały one zrealizowane. Nie mam oporów przed generalną rewolucją w moim domu w jedną noc, kładzeniem kafelków czy instalacją umywalki.
Wobec ograniczonego zaufania do swojego gustu i poczucia estetyki opieram się na stylu i wykonaniu tego co sprzedaje IKEA. Kiedyś, pracując w firmie eksportowej, sprzedawałam do IKEA i wiem jak drobiazgowo jest kontrolowana jakość wyrobów, nawet tak prostych jak doniczka. No, nie da się ukryć, że
kocham IKEA
miłością długoletnią i stałą. Dawno temu nawet kupowałam (!) katalogi IKEA, kiedy jeszcze IKEA nie miała sklepu w Polsce. Jak zarobiłam pierwsze pieniądze w 1989 roku wydałam je niemal wszystkie w pierwszym sklepie IKEA na Ursynowie (tak, tak IKEA miała sklep na Ursynowie!). Pamiętam kupiłam łóżko, pościel, poduszki, kubeczki i pewnie sporo innych drobiazgów. Później biegałam do sklepu w centrum Warszawy (tak, tak, był sklep przy Alejach Jerozolimskich z dodatkami, bez dużych mebli!). Teraz w swoim mieszkaniu oczywiście mam dużo mebli i dodatków z IKEA. To chyba się nazywa "pokolenie IKEA"?
W styczniu 2018 r. moja mamusia (82 lata) postanowiła zrobić w swoim mieszkaniu
remont kuchni
Poinformowała mnie o tym już po umówieniu się z ekipą, która miała wejść za dwa tygodnie. Nie kwestionując samego pomysłu remontu kuchni, wpadłam w panikę. Faktycznie kuchnia nie była remontowana od wielu lat, a i styl był mocno wątpliwy - chociaż (o zgrozo!) mamusi bardzo odpowiadał. Ponadto mamusia jest coraz starsza i dobrze byłoby przystosować mieszkanie tak, żeby było dla niej wygodniejsze. Widziałam również konieczność zmian w łazience, gdzie trzeba się przepychać koło pralki, żeby dojść do sedesu.
Ale w dwa tygodnie nie ma sposobu, żeby przedyskutować, uzgodnić całą koncepcję, wybrać materiały i wyposażenie, zaplanować przebieg prac i to wszystko zgrać z budżetem. Na dokładkę mamusia, wspierana przez ekipę budowlaną, zdecydowała się wyburzyć ścianę między pokojem a kuchnią. Jak najbardziej byłam za, ale to jeszcze dodatkowo wymagało dopasowania wystroju obu pomieszczeń, czy choćby opracowania sensownego połączenia ich.
Udało mi się wynegocjować odroczenie remontu na miesiąc. Miałam nadzieję, że
czas na przygotowanie
pozwoli zapanować nad spontanicznym podejściem mamusi do rewolucji w domu. Bo, że będzie to rewolucja to nie miałam, żadnych wątpliwości. Już to przechodziłam. A biorąc pod uwagę wiek mamy byłam pewna, że to uderzy również we mnie. Zadeklarowałam wsparcie finansowe i organizacyjne.
Zakładałam, że mama zamieszka u mnie na czas remontu, co znakomicie ułatwiłoby pracę ekipie jak i sprzątanie po remoncie. Nie udało się. Mamusia kategorycznie odmówiła, twierdziła, że jak nie przypilnuje to wszystko będzie zniszczone, krzywe, niedopracowane. I nie widziała sprzeczności tego twierdzenia z pełnym jej zaufaniem do ekipy, która już kilka razy u mamy pracowała. Postanowiła mieszkać w kurzu, bez kuchenki, zlewu, stołu, dostępu do naczyń - na gruzowisku z palącym papierosy budowlańcem. No, trudno.
Chciałam zatrudnić
architekta wnętrz,
który wziąłby odpowiedzialność również za nadzór nad pracami remontowymi. Szukałam po stronach internetowych, spotkałyśmy się z trójką wybranych. Jedna pani bardzo przejęła się wiekiem klientki i proponowała rozwiązania dla niepełnosprawnych czym uraziła moją sprawną i zawsze aktywną mamę. Drugi, młody człowiek, którego zaprosiłyśmy na wstępną rozmowę, rzucał pomysłami, a potem się obraził, że ściągnęłyśmy go, żeby wykorzystać jego pomysły. Trzecią była bardzo sympatyczna i sensowna projektantka, której projekty wyjątkowo przypadły mi do gustu, a i obie nabrałyśmy do niej zaufania (Izabela Gemzała Prosty Plan). Niestety pierwszy wolny termin miała za dwa miesiące, a mamusia nie była w stanie wytrzymać tak długo... Chciała mieć nową kuchnię na Wielkanoc, a jeszcze lepiej trzy tygodnie wcześniej, bo ma zaplanowany zabieg w szpitalu.
Nie oznacza to, że te rozmowy z architektami nic nie dały. Mamusia zdała sobie sprawę, że to jest ważne, żeby zaplanować, ustalić, zaprojektować, przedyskutować i w ogóle stworzyć jakiś projekt. Czyli nie pozostało mi nic innego jak opracować projekt.
Zaczęłam od
zdefiniowania potrzeb
mamy:
- szuflady, dużo szuflad, żeby było łatwo sięgać po rzeczy,
- łatwe utrzymanie czystości, czyli glazura na ścianach i pytka na podłodze,
- wygodna wysokość blatu, mama jest wysoka więc wysoko,
- dużo miejsca roboczego i dobrze oświetlone,
- oszczędne korzystanie, koszt wody i energii,
- dużo miejsca do przechowywania, czyli szafki dolne, górne, wysokie, możliwie do sufitu.
Moje pomysły obejmowały jeszcze:
- wstawienie pralki do kuchni,
- zmywarkę,
- wiele różnych punktów światła,
- meble IKEA.
Te tematy
wymagały negocjacji.
Okazało się, że tak jak lubię urządzać mieszkania i sprawia mi to frajdę, to najtrudniejszym etapem są negocjacje, choćby z własną matką. Niemal wszystko co zaproponowałam najpierw było kategorycznie odrzucane. Potem dawałam mamie czas na przemyślenie (jakieś trzy dni), potem znowu rozmawiałyśmy i (z bólem) wychodziło na moje. Jednak wszelkie zmiany w koncepcji budziły w niej niepokój i stres. Z drugiej strony nie chciałam jej zaskakiwać faktami dokonanymi (choć i do tego doszło - o tym później).
Mamusia miała plan zamówić meble u stolarza. Do tego z kolei ja nie miałam przekonania po moich doświadczeniach z procesowaniem się ze stolarzem, który robił szafki w moim mieszkaniu. (Nie mam szafek IKEA, bo po prostu nie dało się ich zmieścić. Bardzo żałuję. Teraz pewnie bym to zrobiła na siłę.)
Poszłyśmy do IKEA. Mama nie lubi (nie lubiła, ha, ha!) IKEA. Zbyt proste, za toporne, kiepska jakość, brak finezji itd. Więc oglądałyśmy kuchnie tylko po to (oczywiście mój podstęp), żeby zobaczyła jakie są możliwości, co jej odpowiada, a co nie, jakie rozwiązania techniczne są jej potrzebne. No, bo w IKEA to wszystko można zobaczyć i przetestować. I jeszcze do tego zjeść tanio dobry obiad.
Udało się! Spodobały jej się
szafki IKEA
Bodbyn kremowe ("tylko nie szare!!"). No, to byliśmy w domu. Skorzystałam z programu do projektowania kuchni IKEA, potem znalazłam jeszcze jeden program do projektowania (chyba Leroy Merlin, ale teraz nie mogę go znaleźć) i przygotowałam wizualizacje. Obok jedna z nich.
W pierwszych planach nijak nie mieściła mi się w kuchni i
pralka i lodówka.
Duża lodówka ustawiona w ciagu stałaby na środku pokoju, zabierałaby blat roboczy. Pralka daje blat, ale musi być on zdejmowany, bo pralka jest otwierana od góry (wąska), ale postawiona koło lodówki znowu odbiera ten blat roboczy. Rzuciłam nieśmiało, żeby lodówkę ustawić zamiast szafy w przejściu z przedpokoju do pokoju zastrzegając jednocześnie, że ten jeden metr od kuchni to jednak trochę daleko. I chwyciło! Mama się zgodziła. Stąd lodówka wyszła z kuchni, pralka ze zdejmowanym blatem stanęła w kącie i dalej poszło.
Zaplanowałam rozłożenie
instalacji elektrycznej,
gniazd i punktów oświetleniowych walcząc zawzięcie z mamą. W sumie jest dwie lampy wiszące osobno włączane, 4 punkty nad stołem, oświetlenie podszafkowe i oświetlenie z pochłaniacza. Gniazd wyszło ... 12. 4 poniżej linii blatu do sprzętu adg (podstępnie zaplanowałam zmywareczkę), 2 w szafkach górnych - do okapu i oświetlenia podszafkowego, 3 * 2 tuż nad blatem. W projektowaniu instalacji elektrycznej pomógł mi wpis na blogu Prosty Plan. Zresztą wiele innych uwag z tego blogu pomogło mi w planowaniu remontu.
Wstępny układ funkcjonalny kuchni był niezbędny również do rozłożenia
instalacji wodno-kanalizacyjnej.
I tu po cichutku przewidziałam podłączenie zmywarki. Ta instalacja, która miała iść za szafkami wymusiła kupienie blatu nie w IKEA, bo musiał być głębszy niż 63 cm. A pionowa rura centralnego ogrzewania biegnąca w środku kuchni wymusiła miejsce zlewu.
Kolory
Mama chciała drewno, wybrała białe szafki. Czyli blat ma być drewniany (kolor starego dębu), podłoga drewniana w kolorze zbliżonym do podłogi w pokoju (parkiet dębowy, żółty, dość zniszczony). Kolory dodatków pominęłam, bo ilość dupereli jakie ma mama i ich kolory są nie do opanowania. Na podłogę wybrałyśmy duże płytki gresowe, ułożone w jodełkę tak jak w pokoju - wygląda to super!
Do białych (kremowych) szafek dobrałyśmy w IKEA klasyczne porcelanowe białe gałki do górnych szafek i uchwyty do dolnych. Zlew biały porcelanowy (IKEA), kran srebrny rustykalny (IKEA), kuchenka biała (Candy), piekarnik biały (Candy), okap biały najtańszy (Candy). Glazura najtańsza biała (lekko kremowa).
Po zaplanowaniu układu i wybraniu podłogi można było
wystartować z demolką.
Dużymi kartonami, specjalną tekturą falistą w rolkach, starymi dywanami i folią zabezpieczyłyśmy podłogę w pokoju, meble zostały w większości wyniesione, te co zostały - przykryte folią. Zasłoniłyśmy też folią wejścia do pozostałych pokoi, ale to nic nie dało, bo przecież mama mieszkała tam w czasie demolki. Zaczęła się 1 marca, 17 marca wyjeżdżałam na narty na tydzień, 19 marca mama szła do szpitala. Wszystko na szybko. Do naszego powrotu panowie mieli za zadanie przygotować kuchnię do montażu mebli czyli rozłożyć instalacje, wygładzić ściany, położyć podłogę i glazurę. Prawie się wyrobili - zdjęcie pokazuje przygotowaną kuchnię i rozkopany jeszcze przedpokój. Przed wyjazdem na narty zamówiłam też blaty i agd.
Meble zamówiłam
w IKEA 21 marca, już po sprawdzeniu czy wszystkie wymiary są ok i meble się zmieszczą. Zamówiony wcześniej sprzęt agd i meble z IKEA zjechały do domu w sobotę 24 marca. Wśród agd była niespodzianka dla mamy ... mała zmywareczka do zamontowania pod zlewem. No i w sobotę zabrałam się do składania mebli. Musiałam skończyć dolne szafki do poniedziałku, żeby przygotować szablon blatu i zawieźć go do fabryki do realizacji. Moje wygibasy przy składaniu mebli widać obok. Samo składanie jest bardzo fajne, wszystko pasuje, jak nie pasuje to znaczy, że źle składasz i trzeba jeszcze raz przeczytać ulotkę. Najgorsze jest siedzenie cały dzień na podłodze. Poradziłam sobie też z zamontowaniem sprzętu agd. Oczywiście korzystałam z instrukcji IKEA, bo te Candy nie były tak czytelne.
Blat
został wykonany zgodnie z moim szablonem i pasował idealnie. No, prawie idealnie - trzeba było podkuć ścianę tak o 3 milimetry, bo nie chciał osiąść. Łączenie blatów pod kątem prostym zostało wykonane w fabryce (JUAN). Styk ze ścianą uszczelniłam silikonem. W wycięcia idealnie wszedł zlew, płyta gazowa. Sama wycinałam w blacie drobne otwory na rury pionowe. Dopiero po zamontowaniu blatu montowałam górne szafki. Zasadniczo powinno być odwrotnie, ale konieczność zamówienia blatu wymusiła wcześniejsze złożenie dołu.
Górne szafki
wiszą na szynach przykręconych do ściany możliwie jak najwyżej, czyli jakieś 1 - 2 cm od sufitu. W górnych szafkach też wycinałam otwory na rury pionowe, na gałązki i pokrętło do kaloryfera. Wyszło artystycznie. Zamontowałam pochłaniacz i oświetlenie podszafkowe.
Kuchnia IKEA
prawie gotowa! Brakuje półki pod kaloryferem, jeszcze nie zamocowałam płyty maskującej okap. Zastanawiamy się nad zamontowaniem cokołu - na razie mama cały czas coś pod szafkami trzyma.
Od lewej patrząc:
szafki dolne gł. 60 cm, blat gł. 70 cm:
- szafka szeroka 80 cm z trzema szufladami,
- szafka narożna z karuzelą,
- szafka zlewozmywakowa 60 cm z zamontowaną pod zlewem zmywareczką,
- szafka 40 cm z trzema szufladami, dolna na śmieci,
- szafka 60 cm z płytą gazową i piekarnikiem,
- szafka 40 cm z trzema szufladami,
- pralka otwierana od góry ze zdejmowanym blatem; chyba ją jeszcze zasłonię od przodu frontem
szafki górne gł 38 cm, wys 100 cm (poza tą po prawej - 80 cm), dolna część szafek 40 cm otwierana uchylnie, góra normalnie:
- szafka nad zlewozmywakiem 60 cm z wycinanym bokiem na rury,
- szafka 40 cm,
- szafka okapowa 60 cm, góra z drzwiami przeszklonymi,
- szafka 80 cm z wycięciem na pionową rurę.
Z czego mama jest najbardziej zadowolona?
Ogólnie chyba nie ma rzeczy, które by jej się nie podobały :), ale najbardziej podoba jej się:
- wysokość blatu - wysoko 89 cm, nie boli kręgosłup,
- dużo szuflad, wyjeżdżają całe, wszystko widać,
- karuzela na garnki w narożniku,
- zmywareczka - używała już od pierwszego dnia :),
- szuflada na śmieci otwiera się kolanem - zamontowałam taki patent, że wystarczy nacisnąć,
- dużo światła :),
- więcej miejsca w łazience (pralka w kuchni),
- odchylane szafki górne na poziomie oczu,
- duuuży blat.
Co jest uciążliwe?
Do górnych szafek trzeba wejść po drabince. Podjęłyśmy decyzję o wysokich szafkach, bo mama chciała mieć dużo miejsca do przechowywania. Niestety mama nie chciała tej drabinki, którą proponowałam i wybrała mniej wygodną. Nie czuje się na niej pewnie.
A ja jestem dumna ze swojego dzieła :))